Naszą przygodę z Bośnią i Hercegowiną pełną zwiedzania, kulinarnego smakowania, gór i wspinania, postanowiliśmy uświetnić też przejściem najtrudniejszej w tym państwie ferraty.
Ferrata Peć Mlini położna jest blisko granicy z Chorwacją, około 60 km na północny – zachód od Mostaru. Jej trudność opisana jest jako E/F, a czas przejścia to 2 godziny.
Zacznijmy jednak od przyjazdu – ten nie powoduje jakiś problemów, mapy googla w wersji offline działają bez zarzutu.
Auto zostawiamy na parkingu Avanturistickiego parku i szukamy podejścia do ferraty. I tu pierwsza niespodzianka – o ile piwo w knajpie to koszt rzędu 5 BAM (ok 11 zł), to wejście na ferratę wiąże się z wydatkiem 20 BAM, czyli ponad 43 zł! No ale nic…w końcu nie przyjeżdża się tam co weekend, a ściana już z dołu wyglądała imponująco. Uiściliśmy więc opłatę i udaliśmy się w jej stronę – mimo braku znaków, uznaliśmy że to tam.
Ferrata trzyma trudności w zasadzie od początku. Jest na niej kilka miejsc odpoczynkowych, ale głównie poruszamy się w lżejszym lub mocniejszym przewieszeniu. Jest na niej dużo żelastwa, w sumie to dobrze bo skała ma tendencje do wyślizgiwania się. Całość zajęła nam koło 1 godziny, a jeśli chodzi o trudności to w moim odczuciu było do bardziej mocne austriackie D z kilkoma odcinkami E. Zastrzegam, że nie jestem jakimś ferratowym ekspertem. Ogólnie kondycja i wytrzymałość konieczna, w dużej części poruszamy się w przewieszeniu.
Zejście i powrót zajmie nam też dłuższą chwilę – na pewno nie jest to 15 min, chyba że w sezonie czeka na górze autobus.
Dokładny opis znajdziemy tutaj: viaferrata.ba
Więcej zdjęć znajdziecie na moim profilu na FB: Wysokogórski Przewodnik Tatrzański – Szymon Michlowicz
Podsumowując, ferrata godna polecenia. Musimy nastawić się jednak na dość wymagające i męczące wyjście. Nie wiem też jak tam pogoda wygląda w lecie, ale nam w połowie października też było ciepło. Na szczęście ściana nie była w słońcu.